-------------------------------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------------------------------------
DUBBING ROKU
1. Klub Pickwicka (The Pickwick papers) - W. Bryt. 1952 r. reż. Noel Langley
reż. dubb.: Seweryn Nowicki
Pickwick - James Hayter - Stanisław Łapiński,
Winkle - James Donald - Karol Podgórski,
Tupman - Alexander Gauge - Zbigniew Filus,
Snodgrass - Lionel Murton - Józef Dwornicki,
Jingle - Nigel Patrick - Artur Młodnicki,
Rachela Wardle - Kathleen Harrison - Helena Wilczyńska,
Pani Hunter - Joyce Grenfell - Maria Malicka,
Adwokat Buzfuz - Donald Wolfit - Janusz Ziejewski,
Pani Bardell - Hermione Baddeley - Hanna Winczewska-Brochocka,
Sam Weller - Harry Fowler - Włodzimierz Skoczylas,
.



.



.



"...Autor scenariusza i reżyser w jednej osobie wiele wysiłku włożył w ten film. Przez dwa lata pisał scenariusz szukając odpowiedniej formy oddania tego, co w książkach najważniejsze: postaci "anioła w kamaszach i z okularami", jak pana Pickwicka określił jego sługa Sam Weller. Z mnóstwa wątków, scen, epizodów wybrał te, które dotyczą Pickwicka w konflikcie z panem Jingle - sowizdrzałem, będącym pełnym przeciwieństwem zażywnego anioła. Materiał skomponował w siedmiu epizodach: od spotkania pickwickowców z Jinglem i zatargu z dr. Slammerem, poprzez pobyt członków klubu w posiadłości pana Wardle oraz ucieczki Jingle'a z siostra gospodarza, poprzez aferę wdowy Bardell, sąd nad Pickwickiem i jego pobyt w więzieniu, po jego wyzwolenie i pomoc okazaną skruszonemu Jingle. Trafnie wybrane epizody skojarzył jak mógł najlepiej, tu trochę przyciął, tu połączył odległe sceny, tu coś zmienił dla jasności rysunku - nigdzie jednak nie odstępując od książki. Według zachowanych sztychów zbudował na terenie atelier i okolic całe fragmenty ówczesnego Londynu oraz innych wymienionych w książce miejscowości. Dobrał najlepszych aktorów sceny angielskiej, starannie dbając, aby przy pomocy charakteryzacji i kostiumu, jak najbardziej upodobnili się do ilustracji Seymoura i Phiza... "
[Aleksander Jackiewicz, FILM nr. 29, 22 lipiec 1956]
"Pan Pickwick mówi po polsku"
.


James Hayter czyli pan Pickwick [na lewo] mówi po polsku głosem Stanisława Łapińskiego
"Ponieważ "Klub Pickwicka" jest filmem dobrym, ponieważ jest od początku do końca filmem dialogowym, którego nie sposób bez dubbingu pokazywać w kraju nie mówiącym po angielsku - wszystko wskazywałoby na to , iż Centrala Wynajmu Filmów puści "Klub Pickwicka" na nasze ekrany... z napisami. Czy jednak zwyciężyła logika, czy też stało się to przez przypadek - dość, że film zdubbingowano i oglądaliśmy go w polskiej wersji językowej.
To zgoła niecodzienne wydarzenie warto w kilku słowach omówić, zastanawiając się, rzecz jasna, nie nad rewelacyjną decyzją CWF, lecz nad samym dubbingiem "Klubu Pickwicka".
Reżyser dubbingu Seweryn Nowicki miał z pewnością wiele kłopotów z dobraniem - może nie tytułowego bohatera - lecz pozostałych postaci "Klubu", jako że są to wszystko tzw. typki i typulki na ogół nie spotykane u nas.
.


Oto po lewej stronie pan Tupman czyli Alexander Gauge, któremu głosu użyczył Zbigniew Filus.
.


Lionela Murtona czyli pana Snodgrassa[na lewo] dubbingował Józef Dwornicki.
Stanisław Łapiński, jeden z nielicznych aktorów,który świetnie czuje dubbing i w kilku takich rolach błysnął wielkim talentem, ma idealne niemal warunki na Pickwicka. Toteż jego podwójne wcielenie aktorskie - raz w Dickensowskiego bohatera, raz w swego angielskiego kolegę Jamesa Haytera, który grał Pickwicka - można śmiało nazwać kreacją dubbingową. Nawet najzagorzalsi przeciwnicy dubbingu muszą chyba przyznać, iż słuchając kwestii pana Pickwicka zapominali, że to nie angielski aktor mówi z ekranu. Trudno o większy komplement dla aktora dubbingu.
.


Z lewej strony James Donald jako pan Winkle. Mówił on z ekranu głosem Karola Podgórskiego.
.


Służący pana Pickwicka, Sam Weller, którego grał Walter Fitzgerald[po lewej], mówił w polskiej wersji językowej głosem Włodzimierza Skoczylasa.
Dobrych odtwórców w polskiej wersji znaleźli panowie Tupman [Zbigniew Filus] i Snoodgrass [Józef Dwornicki]. Mniejsze szczęście natomiast miał znakomity sportsman pan Winkle. Niefortunnie raczej w tej roli obsadzony w tej roli Karol Podgórski nie mógł trafić we właściwy ton, co szczególnie raziło w chwilach, gdy nieco przerażony pan Winkle mówił jakimś niepotrzebnie piskliwym falsetem.
Z trudną raczej rolą pana Jingle'a dobrze sobie na ogół dawał radę Artur Młodnicki, aczkolwiek zdradzał niebezpieczne skłonności do szarżowania , nad którymi nie zawsze zdołał zapanować reżyser. Do reżysera też można
mieć pretensje o niefortunne obsadzenie Skoczylasa w bardzo charakterystycznej roli Sama Wellera. Polski aktor niewiele wydobył humoru z tej postaci i jego interpretacja roli często się kłóciła z oryginałem angielskim na ekranie. Zadziwiał natomiast świetnymi chwilami "trafianiem" w swego angielskiego kolegę Janusz Ziejewski jako adwokat Buzfuz, znakomity w sali sądowej. Bardzo udana rola dubbingowa.
.


Oto adwokat Buzfuz czyli Donald Wolfit [na lewo]. Mówił po polsku głosem Janusza Ziejewskiego. Anglik zagrał rolę świetnie, ale polski aktor mu nie ustępował.
Szczęśliwie były obsadzone wszystkie role kobiece, wśród których wyróżniały się specjalnie: Helena Wilczyńska[jako Rachela Wardle], Maria Malicka[jako pani Hunter] i Hanna Brochocka [jako pani Bardell].
.


Panią Bardell-wdowę, u której mieszkał pan Pickwick - grała Hermina Baddeley[zdjęcie na lewo]. Dubbingowała ją Hanna Winczewska-Brochocka.
.


Miss Rachelę Wardle czyli angielską aktorkę Kathleen Harrison [na lewo] dubbingowała Helena Wilczyńska, która dobrze opanowała tę trudną rolę.
Zbyt mało uwagi zwrócił reżyser na wymowę nazwisk bohaterów. Kilku aktorów wymawia je fonetycznie, nieprawidłowo [np. nazwiska Tupman i Winkle], co bardzo razi widza znającego język angielski.
Przekład jest dobry i na szczęście dubbing nie ma błędów technicznych. Pocieszającą rzeczą jest dbałość o synchron [zgodność układu ust aktora na ekranie z polskim słowem]. Jako całość-dubbing udany..."
[Czesław Michalski, FILM nr. 33, 19 sierpień 1956]
.

Film, absolutna perełka. Oglądany po latach robi doskonałe wrażenie. Każda najmniejsza rólka zagrana wyśmienicie. "Klub Pickwicka", "Wieczór trzech króli" i wiele, wiele innych - jaka to szkoda że nie istnieją w naszej pamięci, że telewizja nie wyświetla już takich filmów, że zostaliśmy pozbawieni istotnej części historii kina. I szkoda również, że przepadł dubbing do tego filmu, że już nigdy go nie obejrzymy i nie usłyszymy, a jest to prawdziwe osiągnięcie dubbingu. Usłyszeć Helenę Wilczyńską jako Helenę Wardle, ...ach, nie wspomnę już o innych aktorach. Szkoda że nie doceniamy osiągnięć polskich aktorów którzy pozostawili wspaniały ślad w historii polskiego dubbingu. [bytuch]
---------------------------------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------------------------------
2. Przygody dobrego wojaka Szwejka (Osudy dobrého vojáka Švejka) - CSRS 1955 reż. Jiri Trnka
- Artur Młodnicki, ...
.



.



"Kolorowy film rysunkowo-kukiełkowy oparty na słynnej powieści Jaroslava Haszka pod tym samym tytułem. Jest satyrą na austriacką armię z czasów cesarsko-królewskich.." [F]
"... Wielki artysta czeski Jirzi Trnka pokusił się obecnie o pokazanie Szwejkowych przygód środkami filmu kukiełkowego. Oglądamy dwie krótkometrażówki barwne: "W drodze do Budziejowic" i "Koniak".
Znakomite kukiełki Trnki mają to do siebie, że na ekranie pozostają zazwyczaj nieme: syntetyczne skupienie cech każdej postaci jest tak trafne i tak mistrzowsko wyrażone w rysach twarzy, ruchach i kostiumach lalek, że mogą one rozgrywać całe baśnie i poematy bez potrzeby uciekania się do dialogu. Wystarcza towarzysząca kukiełkom muzyka lub dyskretnie stosowany komentarz słowny.
Tu jednak komentarz towarzyszy bez przerwy kukiełkowemu Szwejkowi. Czytane słowo jest tym razem elementem prowadzącym akcję, natrętnie komentującym sytuacje, stale zastępującym repliki dialogowe....Jeżeli chodzi o komentarz polski czytany przez Artura Młodnickiego, to wydaje się, że brak mu przede wszystkim groteskowej szarży, która zbliżałaby słowo do kukiełkowych bohaterów. Poza tym słabe zróżnicowanie głosowe postaci wskazuje, że podział na kilka ról czytanych przez różnych aktorów byłby bardziej szczęśliwy... " [Zbigniew Pitera, FILM nr. 18, 6 maja 1956]
---------------------------------------------------------------------------------------
3. Sobór w Konstancji ( Jan Hus ) - CSRS 1955 reż. Otakar Vavra
reż. dubb.: Maria Olejniczak
Jan Hus - Zdenek Stepanek - Maciej Maciejewski
.

"Film historyczny o życiu wielkiego reformatora czeskiego Jana Husa, który występował przeciwko możnowładztwu i wyższemu duchowieństwu.." [F]
"...swego rodzaju klasycznym wzorem tępego przerabiania filmu na notatnik agitatora, jest czechosłowacki "Sobór w Konstancji" reżyserii Otakara Vavry. I podobnych też uczuć, jak wtedy w "Szpaku" (kabarecie), doznawałem obecnie oglądając ten film i słuchając drętwych dialogów. Nie tylko zresztą ja. Jak jeden mąż widownia w kinie śmiała się w najmniej ku temu odpowiednich sytuacjach, film bowiem jest wyświetlany w polskiej wersji językowej i całą tę mowę-trawę każdy świetnie rozumie.
To oczywiście bardzo nieładnie śmiać się na filmie, którego bohaterem jest najtragiczniejsza postać reformacji i największy jej męczennik - Jan Hus. Nie z Husa wszelako ani z reformacji śmieją się ludzie, lecz z niezamierzonej parodii, jaka wyszła dzięki niestrudzonym czechosłowackim "redaktorom" i "poprawiaczom", różnym komisjom i kolegiom, które zapewne skreślały i dopisywały do scenariusza aż miło! Aż wyszedł z dramatu wulgarny kicz.
Torturowani przez papistów husyci prowadza w tym filmie długotrwałe i zawiłe dyskusje ideologiczne ze swymi katami - dyskusje, w których rzeczownik "lud" jest odmieniany przez wszystkie przypadki w liczbie pojedyńczej i mnogiej. Dobry król Wacław IV, król - można powiedzieć - demokrata z uświadomieniem politycznym, którego pozazdrościć mógłby mu niejeden sekretarz podstawowej organizacji partyjnej, również często zakłada "drętwą gadkę". Nawet na weselu pewnej chłopki, gdzie król występuje także jako kontroler zakładów gastronomicznych i bierze w obronę klienta-chłopa przed prywatnym właścicielem, który oszukuje i nalewa niepełne miarki wina, podobnie jak obsługa warszawskich kiosków kantuje na piwie. Główny bohater - Jan Hus jest "ustawiony" w scenariuszu jako pierwowzór księdza-patrioty.
Naiwności, uproszczenia lub wręcz bezsensy scenariusza można wymieniać długo...
Czy był potrzebny kosztowny dubbing "Soboru"? W ogóle ten film znalazł się chyba tylko przez nieporozumienie na naszych ekranach. Współczułem reżyserowi polskiej wersji językowej - Marii Olejniczak i polskim aktorom, że tyle serca i wysiłku włożyli w ten kicz."
[Czesław Michalski, FILM nr. 31, 4 sierpień 1957]
---------------------------------------------------------------------------------------
4. Przygoda w Złotej Zatoce ( Dobrodružství na Zlaté zátoce ) - CSRS 1955 reż. Břetislav Pojar
reż.dubb.- Seweryn Nowicki
dialogi: Janina Balkiewicz i Krystyna Bilska
Dziadek - Vladimír Hlavatý - Stanisław Łapiński,
Stryj Jakub - Ladislav Herbert Struna - Kazimierz Wichniarz,
oraz uczniowie szkół podstawowych w Łodzi
.

- Film jest historią polowania na wielkiego szczupaka-rabusia, który sieje w wodach Złotej Zatoki spustoszenie, no i stanowi nie lada gratkę dla rybaka. Tego olbrzyma postanowił upolować ośmioletni Jurek, który wraz z dziadkiem mieszka nad Złotą Zatoka. Ponieważ Jurek jest małym zarozumialcem, gardzi kolektywem, a nawet nie chce się dzielić przyszłą sławą z własnym dziadkiem, doświadczonym rybakiem - szczupak nie daje się złapać. Dopiero gdy Jurek pojmie znaczenie kolektywu - ujmie z pomocą rówieśników groźnego rybiego pirata.
..."Złota Zatoka" jest wyświetlana w polskiej wersji językowej. Zważywszy dla jakiego widza jest ten film - nawet najzagorzalsi wrogowie dubbingu nie wypowiedzą mu chyba "świętej wojny". Pod względem technicznym dubbingowi nie można nic zarzucić, chociaż reżyser miał tu na pewno spore trudności zarówno z doborem, jak i ustawieniem licznych głosów dziecięcych. Teksty dialogów natomiast są wprost rozczulające w swej nieporadności. Dzieci rozmawiają sztucznym językiem dalekim od potocznego, używając sformułowań i budując zdania w sposób przypominający dialogi z odcinkowej powieści pióra niezgorszego grafomana. "Czy zauważyłaś, Marzenko że... " - zwraca się ośmioletni Jurek do swojej rówieśniczki. Tenże Jurek pełen smutku, że dziadek nie chce mu pożyczyć wędki, wzdycha: "Ale cóż... rad że ma sam".
Czyżby i twórcy tego dubbingu, tzn autor tekstu, redaktorzy, no i reżyser - byli radzi, że mają sami? ..Bo ja raczej nie...
[Czesław Michalski, FILM nr. 36, 9 wrzesień 1956]
--------------------------------------------------------------------------------------------
5. Wyprawa w przeszłość ( Cesta do pravěku ) - CSRS 1955 r. reż. Karel Zeman
reż. dubb.: Seweryn Nowicki
dialogi: Janina Balkiewiczowa, Krystyna Bilska i Jan Moes
dźwięk: Grzegorz Sielski
montaż: Krystyna Starostecka
Piotr - Josef Lukáš - J. Łuczak,
Jurek - Vladimír Bejval - Andrzej Nowicki,
Tomek - Petr Herrmann - K. Grzesik,
Janek - Zdeněk Husták - J. Jałowiecki, ...
.



"... Czwórka chłopców odbywa podróż po dawno minionych epokach, zaczynając od lodowcowej, poprzez okres trzeciorzędu, drugorzędu, okres węglowy itd., przy czym wędrówka odbywa się w sposób wysoce ułatwiony: w czasie wakacji chłopcy wsiadają do łódki, płyną po jakimś jeziorze, napotykają nagle na zwały kry i - już są w epoce lodowcowej. Następują spotkania z prehistorycznymi zwierzakami, które wyglądają i ruszają się bardzo zabawnie i nieporadnie, a nasza czwórka, choć na widok różnych ichtiozaurów, brontozaurów i pteranodontów robi przerażone miny, to jednak w oka mgnieniu wszystko bezbłędnie i po szkolarsku komentuje. Każdemu odkryciu i zadziwieniu bohaterów towarzyszy co chwila okrzyk: "Chłopcy!" "Chłopcy!" "Chłopcy!" - aż do znudzenia.
Ale znudzenie spowodowane jest przede wszystkim brakiem scenariuszowej koncepcji, która by wszystkie etapy tej ślamazarnej wędrówki po niezwykłych lasach, bagnach, moczarach i jaskiniach połączyła jakąś nicią fabuły. Az prosi się, żeby film opowiadał o tych dziwach prehistorii poprzez emocjonujące zdarzenia, a nie stałe pokrzykiwanie i szkolne pogadanki chłopców..."
[Zbigniew Pitera, FILM nr. 50, 16 grudzień 1956]
Bardzo dziękuję panu Markowi Kopaczowi z Filmoteki Narodowej za spisanie z kopii filmowej "listy płac" naszych dubbingowców.
---------------------------------------------------------------------------------------------
6. Poemat pedagogiczny ( Piedagogiczeskaja poema - Педагогическая поэма ) - ZSRR 1955 reż. Aleksiej Maslukow, Mieczisława Majewska
.



.



"Ekranizacja powieści Antoniego Makarenki. Opowiada ona o trudnej pracy wychowawczej autora w pierwszych latach po rewolucji. Dzięki swej miłości do młodzieży odnosi on duże sukcesy.." [F]
"... Gorzej jest z filmem "Poemat pedagogiczny" - po 25 latach powtarzającym temat "Bezdomnych" reż. Mikołaja Ekka, jednego z pierwszych radzieckich dźwiękowców.
Przyznam się, że oglądając "Poemat pedagogiczny" przypomniałem sobie bez przerwy, z zaskakująca dokładnością, niemal scenę po scenie tamten znakomity, wstrząsający film - i po skończonej projekcji byłem skłonny napisać entuzjastyczną recenzję - ale z "Bezdomnych", bo "Poemat pedagogiczny" uleciał mi z pamięci zaraz po wyjściu z sali. W czasie projekcji wywoływał wspomnienia, ale nie przez analogie tylko przez kontrast.
Tak bardzo bowiem różnią się typy bezdomnych chłopców z filmu Ekka - niesamowite, przerażające - od malowniczych poprzebieranych obdartusów z "Poematu"; jakże ciekawszy i bardziej ujmujący w swej ukrywanej niepewności i mądrym sprycie był wychowawca Siergiejew w porównaniu do sztywnego, pewnego siebie, umundurowanego Makarenki; jak drżeliśmy o to, co się stanie z wysłanym po zakup prowiantów złodziejaszkiem z "Bezdomnych" i jak nieprzekonywające są reakcje młodocianego bandyty Karabanowa z "Poematu"; jak pożerali wzrokiem młodzi wykolejeńcy nakręcaną kolejkę, którą puszczał po stole Siergiejew, by poddać swym wychowankom myśl o budowie prawdziwej kolei - i jak często nadęte są pochody, marsze czysto ubranych, wymuskanych chłopców, zebrania, przemówienia i używana w nich argumentacja w "Poemacie"; jak zabrakło "Poematowi" szerszego realistycznego tła "Bezdomnych"..."
[Zbigniew Pitera, FILM nr. 38, 23 wrzesień 1956]
---------------------------------------------------------------------------------------------
7. Wieczór Trzech Króli ( Dwienadcataja nocz - Двенадцатая ночь ) - ZSRR 1955 r. reż. Jan Frid
reż. dubb.: Maria Olejniczak
dialogi: Janina Balkiewicz, Jan Czarny i Jan Moes
Viola - Klara Łuczko - Małgorzata Leśniewska,
Olivia - Ałła Łarionowa - Danuta Szaflarska,
Książę Orsino - Wadim Miedwiediew - Mirosław Szonert,
wuj Olivii - Michaił Janszyn - Stanisław Łapiński,
Andrzej - Georgij Wicin - Gustaw Lutkiewicz,
Malvolio - Wasilij Merkuriew - Janusz Ziejewski,
Festen - Bruno Freindlich - Zbigniew Jabłoński,
Maria - Anna Lisianska - Irena Orska,
Fabian - Sergiej Filippow - Jerzy Pichelski, ...
.



.



"Barwna ekranizacja znanej komedii szekspirowskiej pod tym samym tytułem. Jest to historia miłości młodej i pięknej dziewczyny do władcy fantastycznego kraju - Illirii. Dzięki przemyślnym fortelom udaje się wreszcie zdobyć serce księcia.." [F]
" J. Frid, realizator filmowej adaptacji "Wieczoru Trzech Króli", nie ma - niestety - nic do powiedzenia. Mimo wprowadzenia malowniczych plenerów z burzą na morzu i rozbiciem okrętu włącznie, komedia straciła na ekranie swój polot i wdzięk, swój poetycki blask. Dekoracyjne kostiumy i żywe barwy nie dodają lekkości aktorom, którzy jakoś nie mogą rozegrać się przed obiektywem - odnosimy wrażenie, że krępuje ich kamera, gasząc temperament, ...
Dubbing zrobiony dość poprawnie był tu na pewno potrzebny - tylko w ilu salach kinowych widz będzie go mógł zrozumieć..."
[Anna Przewłocka, FILM nr. 39, 30 wrzesień 1956]
Oglądany po latach, film nadal bawi. Solidne aktorstwo i dość zgrabnie sfilmowana sztuka Szekspira. W przeciwieństwie do recenzentki "FILM-u" uważam, że wartości dodał filmowi upływ czasu - po latach film wydaje się lepszy w oglądaniu niż w latach 50-tych. Doskonały polski dubbing - wtedy wydawał się dość "poprawny" - dziś widać z jaką maestrią został zrobiony. Każdy głos świetnie dobrany i idealny synchron. W wersji polskiej wyróżnia się, jak zwykle bezbłędna, Danuta Szaflarska dublująca partię Olivii.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
8 .Był sobie król ( Byl jednou jeden král ) - CSRR 1955 reż. Bořivoj Zeman
reż.dubb.: Maria Olejniczak
król - Jan Werich - Stanisław Łapiński,
Itakdalej - Vlasta Burian - Aleksander Dzwonkowski,
Halina Mickiewiczówna, ...
.

"Bajka o królu,który przegrywa ze swymi poddanymi spór o to, co jest ważniejsze: sól czy złoto. Główną rolę gra Jan Werich, znany z "Cesarskiego piekarza".." [F]
-"...Film jest wyświetlany w polskiej wersji językowej. Aczkolwiek dubbing jest tu daleki od doskonałości, przecież trzeba uczciwie przyznać, że szczęśliwie uniknięto kardynalnych błędów, które by dyskwalifikowały film. Czuję się nieco zażenowany, że muszę niejako w sensie pochwały podkreślić, że osiągnięto przy dubbingu tego filmu tak podstawowy warunek opracowania dialogowego, jakim jest synchronizacja. Poza nielicznymi momentami istnieje tu zgodność ruchu warg czechosłowackich aktorów na ekranie i dialogu polskiego.
Bardzo szczęśliwie obsadzono w polskiej wersji językowej dwie główne role męskie. Janowi Werichowi użyczył swego głosu Stanisław Łapiński, a Vlascie Burianowi - Aleksander Dzwonkowski. Obaj oni w misternej robocie aktorskiej "podkładania"własnego głosu pod mimikę i gest czechosłowackich kolegów pokazali [a raczej dali nam usłyszeć] jakimi są mistrzami dialogu.
Słuchając piosenki królewskiej córy w wykonaniu Haliny Mickiewiczówny - wcale nie dziwimy się, że królewna Śpiewanka jest wysokiego mniemania o własnym kunszcie i dochodzimy do wniosku, że po prostu marnuje się jako królewna. Niestety, tu i ówdzie słychać jakieś szumy, w niektórych scenach głos śpiewaczki jest matowy, ale o to należy mieć pretensję nie do Mickiewiczówny, lecz do operatora dźwięku.
Reżyser polskiego dubbingu bardzo zubożył film ignorując liczne efekty dźwiękowe. Czasami jest to nawet denerwujące. Np.ochmistrz stuka laską w podłogę, widać, że wali co siły, a tu cisza. Kucharzowi w więzieniu pada na ziemię szklanka - a tu cisza. Ponieważ nie widziałem, by leżał tam puszysty dywan - bardzo mnie to zaniepokoiło, bo pomyślałem sobie, że nagle ogłuchłem. Przykre wrażenie.
Niektóre postacie niczym duchy posuwają się zupełnie bezszelestnie, król brodzi w jakimś bajorku nie jak w wodzie, lecz jak w wacie, itd. Nie wydaje mi się, żeby te efekty były aż tak trudne do nagrania, iż w prymitywnych warunkach naszego dubbingu nie można by było się o wzbogacenie nimi filmu.
Nie mamy po prostu praktyki w dubbingu i dlatego boimy się wielu rzeczy. Za mało dubbingujemy filmów, w jaki zatem sposób mają nasi dubbingowcy nabyć doświadczenie w tej trudnej i niewdzięcznej pracy twórczej?..."
[ Czesław Michalski, FILM nr. 16, 22 kwiecień 1956]
---------------------------------------------------------------------------------------------------
9. Błękitna Mewa ( Sinji galeb ) - Jug. 1953 reż. Branko Bauer
reż. dubb.: Julia Iberle
Ivo - Saud Rizvanbegovic - Ryszard Ostałowski,
Jurek - Tahosir Polanec - Edward Dobrzański,
Piotr - Darko Slivnjak - Jerzy Walczak,
Franek - Boris Ivancic - Eugeniusz Szewczyk,
Tomek - Radovan Vuckovic - Zofia Raciborska,
Lorenco - Antun Nalis - Emil Karewicz,
Pasko - Mladen Serment - Zbigniew Jabłoński, ...
.

"Na łodzi "Błękitna mewa"kilku młodych przyjaciół wyruszyło na pełne morze. W czasie wyprawy mieli niezwykłe przeżycia: spotkali bandę przemytników i po walce ze zmiennym szczęściem pokonali ich.. " [F]
.

"...Reżyser dubbingu - Julia Iberle w czasie pracy nad filmem produkcji jugosłowiańskiej "Błękitna mewa". Nikomu nie przyszło do głowy, aby zapytać czy pani Julia lubi morze i czy jej się film podoba. Po prostu była akurat jej" kolejka"..."
[Czesław Michalski, FILM nr. 29,22 lipiec 1956]
"Błękitna mewa" fruwa z powodzeniem na naszych ekranach.
Tutaj rzecz polega na tym, że ojciec małego bohatera filmu przegrał w karty pieniądze powierzone mu przez rybaków na zakup żaglowca. Chłopiec i jego koledzy wykradają więc rybacką łódź i chcą przy jej pomocy odrobić stratę. Zaczynają się przygody na morzu pełne nieprawdopodobieństw i zwykłych bzdur. Chłopcy zabierają statek przemytnikom, terroryzują kapitana, który po przełomie duchowym okazuje się całkiem sympatycznym facetem. Co więcej on jest właśnie owym karciarzem, który swego czasu ograł do nitki ojca bohatera.
Wprawdzie są w tym filmie bardzo aktualne dla nas aluzje gospodarcze: aby wyżyć, chłopcy wykorzystują piracki statek do zdecentralizowanego handlu przybrzeżnego, dzieląc zyski według zasad spółdzielczych - ale to oczywiście nie ratuje szmirowatej całości. Jest przy tym sporo bójek z bandytami, pogoni, trupem pada upozytywniony kapitan, tylko że wszystkie te efekty są jak strzelanina na wiwat - niczemu nie służą, sensu żadnego nie mają, są na poziomie najgorszych groszowych komiksów.
Źle jest, gdy filmy młodzieżowe, rezygnują z młodzieńczego romantyzmu na rzecz dorosłego bandytyzmu.
Rzecz jest przy tym zdubbingowana, a reżyser dubbingu jakby dla hecy popodkładał chłopcom dojrzałe męskie głosy, nie troszcząc się przy tym o to, że oprócz dialogu powinny być słyszalne z ekranu takie odgłosy, jak np. bicie kołkiem czy łyżką w pustą patelnię.
[Zbigniew Pitera, FILM nr. 45, 11 listopad 1956]
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
10. Ja i mój dziadek ( Én és a nagyapám )- Węgry 1956 reż. Viktor Gertler
reż.dubb.: Julia Iberle
Dziadek - Gyula Gózon - Stanisław Łapiński,
Berti - Kálmán Koletár - Halina Jezierska,
Nauczycielka - Éva Ruttkai - Hanna Bedryńska,
Kralik - Samu Balázs - Władysław Hańcza,
Kasia Daru - Magda Vigh - Zofia Perczyńska,
Osoli - Gábor Balassa - Zofia Raciborska, ...
.



.



.



"Młodociany bohater filmu często chodzi na wagary, a jego dziadek lubi zaglądać do kieliszka. O uwieńczonym powodzeniem "wychowaniu" dziadka i jego wnuczka opowiada ta kolorowa komedia dla młodzieży od lat siedmiu wzwyż.." [F]
"... Dość wątła pod względem fabularnym historyjka o dziadku-włóczędze, który nie może nigdzie zagrzać miejsca i otrzymać na dłużej pracy, bo lubi zaglądać do kieliszka - i o jego wychowanku-wnuczku przejmującym od swego opiekuna cechy niefrasobliwego włóczykija - przedstawia dzieje zbawczego "przełomu" obu bohaterów.
Całość rozgrywa się w dwóch konwencjach: fałszywie patetycznej - wtedy, gdy dzieciarnia z VII klasy z marsowymi minami i wiecowymi pozami buntuje się przeciwko niesfornym kolegom i gdy zbiórkę paru kilogramów złomu reżyser usiłuje przedstawić jako najwspanialsze przeżycie młodości, oraz w konwencji bardziej prostej i naturalnej - gdy reżyser pozwala dzieciakom grać siebie. Ta niejednolitość potraktowania tematu jest czasem nieznośna. Trudno darować reżyserowi, że ze swych sympatycznych uczniów usiłuje zrobić poważnych działaczy.
...Usprawiedliwiony w tym młodzieżowym filmie polski dubbing nie starał się ani trochę poprawić głosowo złych, przesadnie patetycznych scen. Widz odnosi wrażenie, że "pożyczone" węgierskim aktorom polskie głosy pogłębiają jeszcze sztuczność niektórych epizodów..."
[Elżbieta Smoleń-Wasilewska, FILM nr. 45, 11 listopad 1956]
Tak mało filmów dla młodzieży było w polskich kinach w latach 50-tych i wydawać by się mogło, że wreszcie jest! Pogodna, współczesna komedia dla młodzieży - niestety. Tak, chłopiec chodzi na wagary a dziadek pije i tylko zapomniano w tej króciutkiej recenzji dodać że "wychowuje", a może inaczej, resocjalizuje ich organizacja pionierska. Film kończy się piękną sceną, kiedy to dziadek z wnuczkiem wsiadają do pociągu pełnego pionierów i razem odjeżdżają w świetlaną, socjalistyczną przyszłość. Ponieważ, nie zapominajmy, jest to komedia to wnuczek - rozrabiaka siada na tylnych zderzakach odjeżdżającego pociągu...takie to były czasy. [bytuch]
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
11. Pan inspektor przyszedł ( An Inspector calls )- W.Bryt. 1947 reż. Guy Hamilton
reż.dubb.: Seweryn Nowicki
Inspektor Poole - Alastair Sim - Zdzisław Mrożewski,
Arthur Birling - Arthur Young - Stanisław Łapiński,
Eric Birling - Brian Forbes - Ludwik Mikuć,
Eva Smith - Jane Wenham - Zofia Petri,
Sheila Birling - Eileen Moore - Aniela Świderska,...
.



.



.


Alastair Sim jako inspektor Poole i Zdzisław Mrożewski
użyczający mu głosu w polskiej wersji językowej.
.


Arthur Young jako Arthur Birling i Stanisław Łapiński, jego polski głos.
.


Jane Wenham jako Ewa Smith i dublująca ją Zofia Petri.
"Oto rodzina fabrykanta Birlinga w czasie uroczystego obiadu z okazji zaręczyn córki z młodym arystokrata. Nieoczekiwana wizyta inspektora policji zakłóca przyjemne chwile. Na razie więc - to tylko teatr. Ale za chwile inspektor zażąda, by każdy z obecnych opowiedział, co go łączyło z Ewą Smith, młodą dziewczyną, która tego ranka popełniła samobójstwo. I wówczas realizator sięgnie po proste środki filmowe, cofnie czas i ukaże nam w kolejnych epizodach cały splot okoliczności, które doprowadziły dziewczynę do samobójstwa. Każdy w tym wytwornym towarzystwie zebranym przy uroczystej uczcie ma coś na sumieniu w stosunku do niej. I każdy po trosze czuje się, a przynajmniej czuć się powinien - odpowiedzialnym za śmierć tej "dziewczyny z gminu". Czy tylko zresztą jej, czy też może wielu takich jak ona? Na to pytanie jednak widz sam sobie odpowie, mimo że inspektor w tajemniczych okolicznościach zniknie przed przybyciem... prawdziwego inspektora.
...Rzecz jasna - jest to film dialogowy. Słusznie więc przygotowano polską wersję językową. Przekład jest tu staranny, znać dużą troskę zarówno o czystość języka, jak i o naturalnie brzmiący dialog. Reżyser polskiego opracowania Seweryn Nowicki jest doświadczonym dubbingowcem, toteż pod względem technicznym dubbingowi nic nie można zarzucić. Synchron, czyli zgodność ruchu warg aktora na ekranie z polskim tekstem, jest tu skrupulatnie przestrzegany, tło akustyczne i wszelkie efekty dźwiękowe-zachowane.
Jednak praca z aktorem budzi pewne zastrzeżenia.
Nie wszystkich wykonawców zdołał poprowadzić właściwie. Toteż młody Eric Birling w polskiej interpretacji Ludwika Mikucia wyraźnie kłóci się ze swym angielskim kolegą. Choć wspomniany wyżej synchron jest tu całkowity, to jednak czuje się polski głos "obok" angielskiej postaci.
Również nie zawsze trafia w swój angielski oryginał polska Ewa Smith, czyli Zofia Petri, niezbyt szczęśliwie w tej roli obsadzona. Właściwie tylko dwóch aktorów zdołało mnie przekonać, że Anglicy mówią po polsku: Stanisław Łapiński jako stary Mr. Birling i Zdzisław Mrożewski jako inspektor Pool. Obaj mieli kilka momentów wręcz doskonałych, świadczących o dużych możliwościach tych aktorów.
Z przyjemnością notuję pewną poprawę techniczną naszego dubbingu. Ale to jeszcze mało. Pod pojęciem dubbingu rozumiemy bowiem nie tylko synchron lecz również sztukę aktorską. To wymaga jednak żelaznej ręki reżysera, której w "Panu inspektorze"zabrakło..."
[Czesław Michalski, FILM nr. 49, 9 grudzień 1956]
===================================================================================
W związku z pewnym artykułem
Będąc na łódzkim zjeździe korespondentów "Filmu" zwiedziłem Studio Dubbingowe. Wyniosłem stamtąd podziw dla mozolnej i precyzyjnej, w trudnych warunkach lokalowych prowadzonej pracy nad dubbingowaniem filmów, i szacunek dla zapału i widocznego umiłowania, z jakim pracownicy Studia odnoszą się do swojej specjalności zawodowej. Dlatego - mimo że nie jestem zwolennikiem dubbingu - ze zdziwieniem przeczytałem artykuł Jerzego Płażewskiego pt. "Niestety - jeszcze o dubbingu", zamieszczony w n-rze 213 "Życia Literackiego".
Nie jestem - podkreślam - zwolennikiem dubbingu, przede wszystkim dlatego, że pozbawianie aktorów ich własnego głosu uważam za okaleczenie w sensie po prostu fizjologicznym. Zgadzam się także z argumentami rzeczowymi, których nie brak we wspomnianym emocjonalnym artykule. Skoro jednak w wielu innych krajach Europy dubbing jest bardzo szeroko i z powodzeniem stosowany, to widocznie nowoczesna technika pozwala na skuteczne usuwanie niedomogów w tym sposobie przedstawiania filmów obcych. Dlaczego więc autor wspomnianego artykułu uznaje dubbing w Polsce za zbędny? Czy dlatego, że np. w kinach prowincjonalnych i objazdowych często szwankuje aparatura dźwiękowa - mamy rezygnować z dalszej pracy nad wzbogacaniem doświadczeń i osiągnięć łódzkiego Studia Dubbingowego?
Pragnę, aby krytycy filmowi walczyli z brakami w technice dubbingu, aby wskazywali sposoby ich usuwania, aby domagali się lepszych warunków pracy dla Studia Dubbingowego, ale - by nie gasili zapału jego pracowników.
Wierzę, że redakcja "Filmu" wspomni o tym skromnym pragnieniu... przeciwnika dubbingu.
Jan Masłowski (Kraków, ul Bohaterów Stalingradu 82)
[FILM nr. 12, 25 marzec 1956]
------------------------------------------------------------------------------------------------------
W drugim półroczu 1956 roku FILM zamieszcza kilka dużych artykułów poświęconym polskiemu dubbingowi. Prowadzącym ten temat jest Czesław Michalski. Choć teraz trudno zgodzić się z niektórymi tezami tych felietonów, przytaczam je w całości, gdyż doskonale obrazują "temperaturę" dyskusji dotyczącą dubbingowania filmów w 1956 r.
===================================================================================
PRECZ Z DUBBINGIEM!
"... Precz z dubbingiem zagranicznych filmów! Dzieło sztuki, jakim jest film, naruszacie przez dubbing w jednym z jego zasadniczych elementów, mianowicie w twórczości artystycznej. Do ciała zagranicznego aktora doczepiacie głos aktora polskiego. Dubbing niszczy klimat filmu. Kastrujecie sztukę. Ordynarny trick techniczny - dubbing razi nasze poczucie estetyki i to jest znacznie gorsze niż niezrozumiałość obcej mowy. Miłośników subtelności francuskiego dialogu i entuzjastów zwięzłości angielskiego - pozbawiacie rozkoszy delektowania się dźwiękiem tych języków.
Nie wiem, czy przytoczyłem wszystkie argumenty, którymi szermują wrogowie dubbingu, ale wydaje mi się,że podałem najważniejsze i najczęściej używane w dyskusjach. Albowiem u nas jeszcze ciągle się jeszcze dyskutuje na temat: czy dubbing jest w ogóle potrzebny, czy jest twórczością artystyczną, czy jest postępem w kinematografii.
Podkreślam, iż dyskutuje się o dubbingu i jego wartości w ogóle, unikając na ogół polemik o osiągnięciach [niestety - rzadkich] i porażkach [niestety-częstych] naszego dubbingu.
Te zasadnicze dyskusje mają jakiś posmak anachronizmu, ponieważ cały świat już dawno uznał i przyjął dubbing jako najlepszą formę artystycznego i treściowego tłumaczenia dzieła filmowego. Antagoniści dubbingu przypominają zaś wrogów światła elektrycznego, którzy przyznają wyższość lampie naftowej nad nieznanym sobie wynalazkiem Edisona. Najlepszy to dowód naszego zacofania w kinematografii, która - jak napisał kiedyś Władysław Kopaliński w "Życiu Warszawy" - w przeciwieństwie do samolotów odrzutowych nie przekroczyła jeszcze u nas jeszcze bariery dźwięku. Nasz widz nie zna dubbingu i bełkot dochodzący z głośnika nad ekranem gotów jest utożsamiać z tym wynalazkiem i opartą na nim twórczością artystyczną.
Nie można oczywiście mieć za złe widzowi, że jest wrogiem skandalicznej reprodukcji dźwięku w naszych kinach. Przekłada więc napisy nad dubbing, bo dzięki napisom zdoła sobie przyswoić choć częściowo treść filmu. Dubbing, który miał mu to ułatwić - znakomicie utrudnia u nas zrozumienie akcji.
Takie stanowisko widza kinowego, całkowicie zrozumiałe i słuszne, nie ma jednak nic wspólnego z potępianiem w czambuł dubbingu. Wydaje mi się,że wśród ludzi, którzy głośno protestują przeciwko dubbingowaniu filmów francuskich czy angielskich, najwięcej jest zwyczajnych snobów, chełpiących się swoja znajomością języków obcych, daleką zazwyczaj od doskonałości. Ilu jest ludzi np. w Warszawie, którzy doskonale rozumieją każdy zwrot i każdy idiom francuski lub angielski, którzy pojmą każdy cieniutki żarcik dialogu w tych językach - nie wiem. Może stu, może dwustu. Wiem jednak na pewno, że nie stanowią oni większości widzów kinowych. Ostatecznie ilu ludzi w Warszawie czyta literaturę w oryginale?
.


Sceny ze zdubbingowanego w 1956 r. filmu prod. angielskiej "Klub Pickwicka"
Ale tego rodzaju opinie, jakie przytoczyłem na wstępie niniejszego felietonu, udało się przeciwnikom dubbingu przedstawić w niektórych czasopismach kulturalnych jako obowiązujące i posiać zamęt wśród miłośników filmu. Fatalna reprodukcja dźwięku w naszych kinach jest oczywiście wodą na młyn snobów - estetów i krytyków, którzy jeszcze ciągle nie pojmują decydującego znaczenia dramatycznego, jakie w filmie posiada dialog.
Widz jednak chce rozumieć film w całości. Jest dla niego rzeczą oczywistą - mimo iż nie potrafi tego, być może,teoretycznie uzasadnić - że film bez zrozumiałego i pełnego dialogu jest czymś połowicznym, czymś co uniemożliwia mu pełne przeżycie dzieła sztuki. Bez dialogu zostaje częściowo zatracona funkcja filmu jako sztuki i z tym zgodzi się chyba każdy, kto ma jakie takie pojęcie o dramaturgii.
Dźwięk w kinach swoją drogą, a niski poziom naszego dubbingu, zarówno poziom techniczny, jak i artystyczny - swoją. Mamy wprawdzie kilka przykładów dobrego dubbingu, ale złego jest bez porównania więcej.
Utarło się powiedzenie, że dobry dubbing jest wtedy, kiedy widz go w ogóle nie zauważa, gdy między sposobem interpretacji roli przez zagranicznego aktora, jego gestem i mimika a głosem polskiego aktora - nie wyczuwa się żadnej różnicy; gdy obraz i dźwięk w zdubbingowanym filmie stanowią doskonałą całość. Niestety, znakomitej większości dubbingowanych u nas filmów daleko do tego ideału.
Te momenty również w poważnej mierze wpływają na opinię widza o dubbingu jako o wymyślnym sposobie uprzykrzania mu odbioru dzieła ekranowego. Dodajmy do tego, iż z reguły kieruje się u nas do dubbingu najgorsze pod względem artystycznym filmy, ostatnie niemal szmiry, bądź filmy z tych czy innych względów w ogóle do dubbingu nie nadające się i że dobre i średnie filmy zdubbingowane od czasu istnienia u nas Studia Opracowań Dialogowych można policzyć na palcach jednej ręki. Przyczyny niepopularności dubbingu u nas wśród rzesz miłośników filmu będą wtedy jasne jak słońce.
Czy jednak oznacza to wszystko, że powinniśmy zarzucić dubbingowanie filmów lub ograniczyć się jedynie do dubbingu filmów dla dzieci? Takie głosy dość często słyszy się - i co ciekawsze - wśród ludzi, od których można by oczekiwać szerszego raczej spojrzenia na sprawy filmowe. Czy fakt, iż w Warszawie niedomaga komunikacja autobusowa może stanowić podstawę żądań, by wprowadzono w stolicy na niektórych odcinkach trakcję konną? Oczywiście-nonsens!
Musimy się domagać od kierownictwa naszej kinematografii, by porzuciło wreszcie beztroski stosunek do dubbingu. Jest wiele błędów organizacyjnych, które stosunkowo łatwo usunąć. Są inne, których usunięcie nastręcza sporo trudności. Ale jest rzeczą niewątpliwą, że trzeba coś zacząć robić, że trzeba zacząć myśleć, albowiem dotychczasowa zabawa w dubbing kosztuje nas ciężkie pieniądze, korzyści natomiast nie daje prawie żadnych.
O słabościach naszego dubbingu i o ciężkiej doli pracowników tej trudnej dziedziny twórczości filmowej - napiszę za tydzień..."
Czesław Michalski[Film nr. 27, 8 lipiec 1956]
==========================================================================
cd rok 1956 poniżej