Dubbing – jedna ze scen polskich.

Jeszcze niedawno, na początku lat osiemdziesiątych, nawet nam się nie śniło, że możemy mieć w domu własną filmotekę i kiedy tylko przyjdzie nam na to ochota, sięgnąć po nasz ulubiony film, zdjąć go z półki i obejrzeć w domu,

Miriam Aleksandrowicz fot. Maciej Grochala

Mimo to, mając już pół życia za sobą, nie mogę przestać się dziwić widząc w jaki sposób traktuje się nas – widzów, opracowując filmy do dystrybucji w Polsce. W 99% są to tzw. wersje lektorskie, gdzie zwykle starszy mężczyzna czyta beznamiętnym głosem listę dialogową. Jeśli wejdziemy w menu filmu na DVD, widzimy, że mamy możliwość wyboru kilku wersji językowych, z pełnym dubbingiem aktorskim. Tak jest w wersji francuskiej, włoskiej, niemieckiej, czeskiej, hiszpańskiej itd. U nas, cała misterna praca operatora dźwięku, wszystkie efekty dźwiękowe, interpretacja aktorska, muzyka, czyli jednym słowem to wszystko co tworzy klimat filmu budowany dźwiękiem, zostaje wyciszone o połowę i zagłuszone monotonnym głosem lektora , który przecież nie jest aktorem, nie gra, nie tworzy interpretacji aktorskiej a jedynie odczytuje dialogi filmowe. To prawdziwa masakra dokonana na żywej tkance tego co nazywamy dziełem filmowym. Jest to ewenement na skalę światową. Dla obcokrajowca prawdziwe barbarzyństwo.

Gorzej jest w Rosji: tam jest dwoje lektorów : mężczyzna i kobieta, którzy przy niemal całkowitym wyciszeniu dźwięku aktorsko i z przesadą czytają kwestie damskie i męskie. Oglądając taki film wydaje się, że beznamiętny głos naszego lektora i wyciszone – ale słyszalne – oryginalne głosy, jest jednak sposobem o wiele lepszym, choć nadal prymitywnym. Tu należy wspomnieć, że na filmie DVD możemy zamiast „wersja polska – lektor” wybrać napisy. Jeśli w kinie napisy są dobrym wyjściem dla udostępnienia treści, na małym ekranie mogą stanowić problem. Znacznie ingerują w widok obrazu filmowego, zasłaniając nawet 1/4 ekranu; zaś film wyświetlany w telewizji jest dodatkowo oszpecony w górze ekranu – logo stacji telewizyjnej i znaczkiem określającym wiek widza, dla którego film jest przeznaczony. Często film jest jeszcze dodatkowo ozdobiony paskiem, na którym są zapowiedzi programów lub bieżące sensacje.

A przecież musimy to głośno powiedzieć: dubbing w Polsce mieliśmy na najwyższym poziomie. Dubbing, czyli polska wersja językowa – był ewenementem na światową skalę! Nigdy, nigdzie na świecie aktorzy którzy pracowali przy dubbingach nie byli elitą tego zawodu, najwybitniejszymi aktorami dramatycznymi w danym kraju – a u nas – tak.

Plakat filmu „Harry Smith odkrywa Amerykę” (1948) / Mosfilm

Patrząc wstecz, już pierwsze dubbingowane na język polski filmy zagraniczne miały gwiazdorską obsadę. Pierwszym był film „Harry Smith odkrywa Amerykę” a w obsadzie mieliśmy Danutę Szaflarską, Jerzego Duszyńskiego, Leona Pietraszkiewicza i Henryka Borowskiego. Następnym był dramat „Sąd honorowy” z dubbingowymi rolami Zofii Mrozowskiej, Jana Świderskiego, Stanisława Łapińskiego, Hanki Bielickiej. I tak przez całe lata by osiągnąć szczyty w takich niezapomnianych kreacjach jak Elżbieta, królowa Anglii w interpretacji głosowej Aleksandry Śląskiej czy Stanisława Brejdyganta wcielającego się w Klaudiusza.

Założone w 1949 roku Studio Opracowań Dialogowych w Łodzi już w pierwszym roku istnienia opracowało w języku polskim cztery filmy: „Harry Smith odkrywa Amerykę”, „Spotkanie nad Łabą”, „Sąd honorowy” i „Życie dla nauki”. Wszystkie produkcji radzieckiej. W polskich wersjach tych filmów wystąpili aktorzy wówczas debiutujący i mający stać się w najbliższych latach ulubieńcami naszych ekranów: Danuta Szaflarska, Zofia Mrozowska, Antonina Gordon-Górecka, Jerzy Duszyński, Leon Pietraszkiewicz, Jan Świderski, Edward Dziewoński i Artur Młodnicki.

Powstanie Studia było podyktowane względami politycznymi – po wojnie Polska odziedziczyła ogromny odsetek obywateli – analfabetów. Trzeba było upowszechniać nowe, socjalistyczne treści za pomocą najpopularniejszej wówczas rozrywki – kina. I jak to zwykle (i nie tylko u nas) bywa, polityka silnie oddziałuje na kinematografię – a co za tym idzie – dubbing. Jeśli w pierwszych latach Studia dubbingowane były wyłącznie filmy propagandowe w rodzaju „Sąd honorowy”, gdzie agenci amerykańscy dybali na nowy wynalazek – rewelacyjny środek znieczulający, odkryty przez dwóch radzieckich uczonych lub włosko-francuski dramat „Mury Malapagi”, w którym dialogi w dubbingu zostają „poprawione” na bardziej budujące. Ale nawet okropne filmy z epoki stalinowskiej miały jedną dobrą stronę – pozwoliły naszym dubbingowcom nabierać biegłości warsztatowej.

Plakat filmu „Zbrodnia doskonała” (1963) / Flora Film

Kiedy nadejdą złote lata polskiego dubbingu kinowego – lata 1959 – 1969, nasi twórcy, przy odrobinie szczęścia, jeśli trafili na dobry i ciekawy film, mogli opracowywać filmy na najwyższym, artystycznym poziomie. Oglądając wiele z tych filmów dzisiaj, możemy stwierdzić, że z jednymi czas obszedł się łagodnie, z drugimi mniej. Jedne się zestarzały, inne, może nawet i te nie najważniejsze, wtedy nie doceniane, te skromniejsze, np. „Julio, jesteś czarująca”, „Dziewczęta”, „Nędznicy”, „Zbrodnia”, „Tomek Sawyer” czy „Zbrodnia doskonała” przetrwały próbę czasu i dziś może nawet prezentują się o wiele lepiej niż wtedy gdy wchodziły na nasze ekrany.

Wzorem amerykańskich filmów dokumentalnych opowiadających o historii filmu, przez moją głowę, przesuwają się niezapomniane sceny, niezapomniane kwestie z filmów z polską wersją językową. I te które oglądałem we wczesnej młodości jako dziecko, i te z lat późniejszych. Sceny z filmów Disneya, dubbingi które szczęśliwie ocalały, dzięki temu, że Disney przechowuje wszystkie wersje językowe, z całego świata, u siebie w archiwum, w USA. Teraz niektóre z nich są wydawane na DVD – możemy więc obejrzeć i usłyszeć wspaniałych: Zofię Raciborską jako Pinokia, Stanisława Milskiego grającego Geppetta, Zofię Mrozowską jako złą czarownicę w „Śpiącej królewnie”, Barbarę Rylską jako „Alicję w krainie czarów”, Marię Ciesielską jako Kopciuszka, nieodżałowaną Krystynę Chimanienko jako Piotrusia Pana, czy genialnych: Ludwika Benoit jako kapitana Haka i Aleksandra Dzwonkowskiego jako mister Smee. Na dialogach z tych filmów wychowały się już całe pokolenia dzieci. Te i wiele innych perełek polskiego dubbingu dzięki zapobiegliwości firmy Disneya przetrwało do naszych czasów.

Ale przecież lata 60-te to był dubbing przede wszystkim do filmów fabularnych dla dorosłych. Produkcje dla dzieci stanowiły zaledwie 10-20% wszystkich wtedy dubbingowanych filmów! Gdyby nie mistrzowsko napisane dialogi do Winnetou przez Krystynę Albrecht i Elżbietę Łopatniukową, fantastycznie wyreżyserowane przez Jerzego Twardowskiego i kapitalnie zagranych przez polskich aktorów – Henryka Czyża, Mariusza Dmochowskiego, Ewę Krzyżewską czy Andrzeja Gawrońskiego, to czy wszystkie trzy serie Winnetou zdobyłyby tylu widzów w kinach? Przecież wypuszczenie tego filmu z napisami nie wchodziło w grę – takie dialogi jak zwykłe „stój” – „halt” po niemiecku, w latach 60-tych – 20 lat po wojnie, powodowało, że polski widz miał jednoznaczne skojarzenia.

Dziś w większości dubbingi do tych filmów są praktycznie nie dostępne – niektóre z nich można jeszcze obejrzeć w warszawskim kinie Iluzjon. Praca i dorobek kilku pokoleń polskich dubbingowców nie istnieje w zbiorowej pamięci. A przecież były tu i wspaniałe dubbingi i wspaniałe kreacje aktorskie – by wspomnieć tu tylko kilka osób: Danutę Szaflarską („Julio, jesteś czarującą”), Marię Górecką (Cruella de Mon w „101 dalmatyńczyków”), Andrzeja Gawrońskiego („Wehikuł czasu”), Jana Kobuszewskiego („Anatomia Morderstwa”), Janusza Warneckiego i Tadeusza Łomnickiego (Wyrok w Norymberdze”), Henryka Czyża i Mariusza Dmochowskiego (seria „Winnetou”), Ignacego Gogolewskiego („Obcy”).

Na początku lat 70. wyraźnie spada ilość filmów opracowywanych na potrzeby kin. Dubbingowcy znajdują ratunek i zrozumienie w Telewizji gdzie dubbing nie był nigdy przyjmowany z takimi oporami jak w kinach. TVP zachęcona olbrzymim powodzeniem dubbingowanego serialu „Saga rodu Forsyte’ów” zleca opracowywanie w dubbingu wiele wartościowych i przebojowych seriali TV jak „Brygady Tygrysa”, „Elżbieta, królowa Anglii”, „Odyseja”, „Przygody Arsena Lupin” , „Kuzynka Bietka”, czy wielu doskonałych filmów fabularnych nie wyświetlanych u nas w kinach a które wyświetlone w TVP z dubbingiem były prawdziwą ucztą kinomana. Były to m. in. „Kto się boi Virginii Wolf”, „Baxter!” czy choćby „Annie Hall” Woody Allena. Lata siedemdziesiąte to złote lata dubbingu telewizyjnego.
Postawmy sobie ostatnie pytanie – czy warto pracować w dubbingu?
Odpowiedź jest równie prosta jak w poprzednich pytaniach – oczywiście, że tak!

Praca w dubbingu rozwija aktora, jak mówił Mariusz Kuczyński – aktor musi kilkakrotnie oglądać daną scenę i zinterpretować ja głosem tak jak jego zagraniczny kolega, często wybitny aktor filmowy czy teatralny. W ten sposób aktor dubbingowy poznaje tajniki gry swoich kolegów, których nie mógłby wykryć w inny sposób. Oczywiście podstawowym budulcem dla aktora jest poprawna wymowa w języku ojczystym, oddanie piękna polskiej mowy, artykulacja i opanowanie frazowania. Kto umie zapanować nad językiem, mową, czy swoją manierą będzie świetnym aktorem dubbingowym. Tu ogromnie pomocny dla aktorów jest reżyser, który musi podczas nagrywania odpowiednio poprowadzić aktorów. Musi przeżyć dana scenę i wiedzieć potem czego żądać od aktorów.

Nasze rozważania zakończmy spostrzeżeniami jednego z naszych najwybitniejszych operatorów dźwięku, p. Mariusza Kuczyńskiego: „…Dubbing to ogromny poligon doświadczalny dla kultury polskiej. Ludzie powinni się uczyć języka słuchając dubbingu. Tekst podany z odpowiednią dykcją, barwą głosu i intonacją potrafi podnieść walory filmu. Nawet puszczając filmy dubbingowe dla dzieci w Telewizji należy bardzo dbać o poziom dubbingu. Dziecko nawet bawiąc się i nie oglądając Telewizji, słyszy jednak to co dochodzi z głośnika i uczy się. A słuchając źle napisanych i podanych tekstów mają po prostu złą szkołę…”

Kadr z filmu „Thelma i Louise” (1991) / Metro-Goldwyn-Mayer (MGM)

Kolejny lata przynoszą zmiany techniczne w dubbingu. Pracę na taśmie światłoczułej i magnetycznej zastąpią komputery. Kryzys końca lat 80-tych i początku lat 90-tych spowoduje, że dubbinguje się o wiele mniej filmów. Wypada całe pokolenie widzów obeznanych z dubbingiem i kiedy do Polski wchodzi Canal + zlecający dubbingi do filmów aktorskich dla widzów dorosłych, odzywa się coraz więcej głosów – „my chcemy lektora a nie dubbingu!”. Nikt nie bronił świetnych dubbingów do „Dwóch zgryźliwych tetryków”, „Thelmy i Louise”, „Pokoju z widokiem” czy do „Frankie i Johnny’ego”. Z dubbingowania filmów dla dorosłych zrezygnowano. Nadzieję, że dubbingi do takich filmów powrócą przyniosła nam platforma streamingowa Netflix. Przykład z wczorajszego dnia: oglądając nowy hit Netflixa „Czerwona nota” z ogromną przyjemnością słuchałem tego dubbingu i mogłem docenić pracę Waldemara Barwińskiego i Szymona Kuśmidera. Latem do kin weszła sensacja komediowa „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni” z rewelacyjną Natalią Sikorą. Może jeszcze nie wszystko stracone.

Artykuł jest przedrukiem 11 numeru Pisma Związku Artystów Scen Polskich ZASP który ukazał się na początku 2022 roku.

4 komentarze - Dodaj komentarz

Odpowiedz