„Uncharted” – recenzja polskiego dubbingu filmu

Uncharted to jedna z flagowych serii gier na konsole PlayStation, ceniona za sprawne połączenie elementów przygodowych, akcji i komediowych. Całość inspirowana była Indianą Jonesem, nie dziwi więc, że dość szybko zdecydowano się na stworzenie jej filmowej adaptacji. Ta rodziła się w bólach, kilkakrotnie zmieniano obsadę i reżyserów, ale po kilkunastu latach finalnie trafiła na ekrany. Polscy gracze z estymą wypowiadają się o rodzimym dubbingu do gier, w tym przede wszystkim o Jarosławie Boberku jako Nathanie Drake’u i nieodżałowanym Andrzeju Blumenfeldie jako Sullym. Czy w przypadku filmu możemy liczyć na to samo?

Decyzja o obsadzeniu w roli Drake’a Toma Hollanda spotkała się z różnym odbiorem wśród fanów, ale powierzenie tej roli w polskim dubbingu Jakubowi Gawlikowi nie powinno budzić żadnych wątpliwości. Gawlik po prostu jest polskim głosem Hollanda, co już kilkakrotnie udowodnił ponad wszelką miarę w Marvel Cinematic Universe, i trudno wyobrazić sobie w tej roli innego i lepszego aktora[1]. Z równie niejednoznacznym odbiorem spotkała się informacja o obsadzeniu w roli Sully’ego – mentora i przyjaciela Drake’a – Marka Wahlberga, który przed kilkunastoma laty miał wcielić się w samego Nate’a. I w tym przypadku mamy do czynienia z zachowaniem głosu. Podtrzymuję swoją opinię wydaną przy okazji recenzowania polskiej wersji TransformersJacek Kopczyński, pomimo ogromnego talentu i doświadczenia, pasuje do Wahlberga tak samo, jak Wahlberg do Sully’ego.To jedyna postać w dubbingu, przy której cały czas słychać, że coś tu nie gra. Sytuacja taka – chociaż w mniejszym stopniu – ma miejsce również w przypadku Santiaga Moncady, granego przez Antonia Banderasa, a dubbingowanego przez Roberta Jarocińskiego. Jako Banderas sprawdził się on moim zdaniem lepiej niż Jacek Król, który dubbignował go w SpongeBobie: Na suchym lądzie. Problemem jest jedynie jedna czy dwie sceny, w których Moncada najpierw mówi po hiszpańsku, a chwilę później przerzuca się na angielski – zauważalna jest różnica głosów, bo kwestie hiszpańskojęzyczne pozostawiono z oryginału. Innym niezachowanym głosem jest Ewa Prus jako Jo Braddock (Tati Gabrielle) – wybór znacznie bardziej trafiony, niż Joanna Kudelska w Chilling Adventures of Sabrina. Niczego nie można zarzucić również Martynie Szymańskiej dubbingującej Chloe Frazer (Sophia Ali). W przypadku głosów postaci pobocznych i tła nie uświadczyłem żadnych dysonansów, brzmiały one dobrze i naturalnie.

Nie sposób nie wspomnieć o postaci granej przez Stevena Waddingtona, a dubbingowanej przez Zbigniewa Konopkę. W oryginale jest to Szkot mówiący z bardzo silnym szkockim akcentem, przez co Nate nie potrafi go zrozumieć. W polskiej wersji oczywiście nie ma szkockiego akcentu, a zamiast tego jest… seplenienie? Tak zdają się sugerować dialogi, ale trudno jest mi powiedzieć, jaki tak naprawdę knif na tę postać miał reżyser, Marek Robaczewski. Nie brzmi to na seplenienie, a Konopka przez większość czasu po prostu szybko wyrzuca z siebie ciąg słów, z których da się rozpoznać i zrozumieć może ze dwa – kluczowe dla wypowiadanego zdania. Nie ma tu błędu w tym sensie, że sprawnie udało się oddać założenie komediowe polegające na niezrozumieniu postaci przez Nate’a. Z drugiej – w oryginale jest ona zrozumiała dla Szkotów, ale polski odpowiednik jest niezrozumiały dla Polaków.

Gry z serii charakteryzowały się dobrymi dialogami i interakcjami pomiędzy postaciami, których poziom wzrastał wraz z każdą kolejną częścią. Na tym tle scenariusz filmowej wersji prezentuje się nijako, więc z mojej strony pochwała dla Alicji Roethel, której udało się z tego cokolwiek wykrzesać i napisać stosunkowo żywe i naturalne dialogi. Tak jak zawsze znalazła dobry balans pomiędzy językiem potocznym i młodzieżowym (w polskiej wersji mamy chociażby „fejm” czy „kitku”), a poprawnością językową, przez co starsi widzowie nie powinni czuć się zagubieni, a młodsi zażenowani. Udźwiękowienie w większości przypadków jest dobre, chociaż w dwóch czy trzech scenach naprawdę przeładowanych muzyką i efektami dźwiękowymi nie da się zrozumieć, co mówią postacie. Szkoda, że UIP nie zdecydowało się na zlokalizowanie napisów na ekranie, które zamiast tego czytane są przez lektora.

Film pełny jest oczek puszczanych przez twórców do fanów gier, których studiu Start nie udało się wyłapać. Jednym ze znaków rozpoznawczych Drake’a jest nadużywanie przez niego „oh, crap!”, co stało się powodem licznych śmieszków ze strony fanów. W polskiej wersji gier tłumaczono to na „cholera!”, co i u nas przedmiotem żartów. W dubbingu do filmu próżno tego szukać – zamiast tego mamy „w mordę!” Druga minięta okazja to rólka cameo Nolana Northa – aktora, który w oryginale dubbingował Drake’a i odgrywał go podczas sesji motion i performance capture. Pojawia się on na krótką chwilę, w tle słychać motyw przewodni serii, a North wypowiada jedno zdanie, odpowiadając Nate’owi, że zrobił już to, co on. Była to możliwość, żeby w dubbingu pojawił się Jarosław Boberek, ale nie została ona wyłapana i wykorzystana. Cała scenka trwała pięć sekund, więc nawet jeżeli Boberek nie pasowałby do Northa, w żaden sposób nie wpłynęłoby to na jakość dubbingu, a fani doceniliby smaczek. Tym bardziej, że przed seansem Cinema City wyświetlało reklamę filmu i swojej sieci z Boberkiem właśnie – widzowie zgromadzeni na sali w większości bez problemu rozpoznali głos Drake’a. Wymienione w tym akapicie przypadki nie wpływają jednak w żaden sposób na jakość dubbingu – odnotowuję je od fana dla fanów.

Gry z serii Uncharted – zwłaszcza Kres złodzieja – mogły się pochwalić świetnym polskim dubbingiem, który w jakimś stopniu przyczynił się do tego, że w Polsce cieszą się taką popularnością. Miło mi więc stwierdzić, że również filmowa wersja pod względem dubbingu prezentuje się dobrze. Jest to solidnie wykonana robota, chociaż tu i tam coś czasem zgrzytnie (no i szkoda też, że nie wykorzystano okazji dających możliwość puszczenia oczka do fanów). Tym niemniej, dubbing jako całość oceniam na 7,5/10 – byłby punkt wyżej, gdyby nie Jacek Kopczyński jako Mark Wahlberg. Ocena naprawdę niezła, jeśli wziąć pod uwagę, że samemu filmowi trudno jest mi dać więcej niż naciągane 6/10.


[1] Jako ciekawostkę warto jednak wspomnieć o komentarzach w serwisach growych, które zamieściły informacje o obsadzie dubbingu do filmu. Sporo było w nich głosów krytycznych, domagających się, żeby Toma Hollanda dubbingował Jarosław Boberek.

3 komentarze - Dodaj komentarz

Odpowiedz