------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mariusz Jerzy Kuczyński
(30.06.1930 - 16.02.2021)
=====================================================================
.

Pan Mariusz Kuczyński z żoną, panią Urszulą Ziarkiewicz-Kuczyńską. Pani Urszula jest operatorem dźwięku w Master Filmie. (fot. Maciej Grochala maj 2013 r.)
Urodziłem się dokładnie w połowie roku 1930 i jako jedynak w rodzinie podwójnie oficerskiej do momentu wybuchu wojny 39 r. zdążyłem zaliczyć jako miejsce zamieszkania: Warszawę (gdzie się urodziłem), Lwów (gdzie zostałem ochrzczony), Kraków (gdzie zacząłem naukę w szkole powszechnej), Modlin (gdzie spędziłem lipiec) i Rembertów gdzie dopadła nas wojna!
Mama straciła dwóch braci, ochotników w Bitwie Warszawskiej 1920 r, trzeciego brata - majora w Katyniu, czwarty - pilot major zginął w bitwie o Anglię w 1943 r. O męża, oficera WP, zatroszczyli się Niemcy, zagarniając go do pięcioletniej niewoli.
W ten to dość oryginalny sposób przyszło mi spędzić dzieciństwo jako jedynemu mężczyźnie z dwoma ukochanymi kobietami - Mamą i Babcią, która mając sześcioro dzieci dochowała się tylko jednego wnuka, gdyż reszta jej dzieci poległa w obronie ojczyzny.
Pierwszy rok szkolny spędziłem pasąc kozy i czekając na koniec wojny. Mleko, które zarabiałem moją ciężką pracą, bardzo nam się przydawało. Minął rok - a końca wojny nie było widać ani słychać. Następnego roku zaczęła się szkoła i bardzo dużo wolnego czasu.
Wśród wielu nierozpakowanych jeszcze skrzyń (bo wojna i nic nie wiadomo...) znalazłem mnóstwo książek, czytanie było wspaniałym zajęciem w długie zimowe wieczory, bardzo często bez światła,
za to z karbidówką czy świecami. Niektóre książki pamiętam do dziś, choć nie była to wcale chłopięca lektura! Były tam też cztery roczniki "Wiadomości Elektrotechnicznych", które mój ojciec prenumerował i dał do oprawienia. Choć sam był raczej specjalistą od czołgów i broni pancernej, to widać elektrotechnika praktyczna też mu była potrzebna. A było tam tyle wiadomości, że wystarczyło mi do jego powrotu z niewoli (po wojnie oczywiście!). I wiele jeszcze lat później zdobyta wtedy "wiedza" mi służyła.
I tak dojechałem do matury (1949r.) w znakomitym liceum im gen. Jasińskiego w Warszawie. Kadra nauczycielska była nie do zaakceptowania w PRLu, w rezultacie szkoła została karnie rozwiązana. Tablice o tym informujące wiszą do dziś na frontonie budynku przy ul. Skaryszewskiej (W-wa Praga). W czasie budynek ten służył Niemcom jako więzienie, gdzie przetrzymywano ludzi z łapanek na ulicach miasta, by po segregacji wysyłać ich na roboty do Niemiec (pod ręką mieli dworzec wschodni!).
Matura poszła mi dobrze, ale do upragnionej Politechniki mnie nie przyjęto - (powodów nie podano). Trzeba było szukać pracy i tak przypadkiem znalazłem ją w Wytwórni Filmów Dokumentalnych (Polska Kronika Filmowa) w W-wie ul. Chełmska 21.
"Co pan umie robić"? - padło w kadrach pytanie. -"Trochę znam się na elektryce,..naprawiam
radia..." - "Świetnie! Pójdzie pan do dźwięku" - zapadł wstępny wyrok - (do głowy mi wówczas nie
przyszło, że to na całe życie ! ).
Wytwórnia była w budowie - dosłownie i w przenośni. Jak zresztą cała Warszawa!
W „Dźwięku” pracowali murarze, malarze i kilku ludzi mających stworzyć załogę wydziału. Było trochę nagraniowego sprzętu przewoźnego f-my AGA-Baltic prod. szwedzkiej (bardzo zresztą wysokiej klasy jak się to później okazało) W ciągu kilku miesięcy uruchomiono salę synchronizacyjną (na razie z nazwy), kabinę lektora (głównie miłego .Andrzeja Łapickiego - wówczas monopolisty w tym zakresie), salkę nagrań z magnetofonem i kamerą do rejestracji dźwięku na taśmie światłoczułej 35mm, ciemnią fotograficzną do przeładowywania w/w taśmy z pudeł (300mtr ! ) do kaset nagraniowych.
.

Mariusz Kuczyński - lata sześćdziesiąte.
Pierwsze nagrania laureatów konkursu Szopenowskiego zapoznały nas z techniką zdjęć 100%. Obsługa tego typu zdjęć, czy też tylko nagrań, w terenie była wkrótce codziennością. Kronika Filmowa, wychodząca już wtedy co tydzień, potrzebowała ogromnej ilości tematów. Trzeba było naród informować jak wspaniale pracują ludzie w innych miastach, czy na drugiej ulicy. Bo też było prawdą, że pracy było wszędzie pełno. Nie zawsze może potrzebnej - ale kronika musiała pękać w szwach. Przegrania (miksowanie dźwięku z kilku synchronicznych taśm na jedną) filmów i kronik odbywały się (z braku sprzętu w Warszawie) w Łodzi.
Na początku roku 1950 nagle przyszedł ogromny transport sprzętowego wyposażenia sali przegrań - produkcji angielskiej GBKalee. Było tego 2 TIR'y - razem około 30 ton. Wszystko to przypłynęło morzem do Gdyni - stąd ogromna ilość opakowań zabezpieczających dostawę przed wilgocią i nie tylko.! W pierwszej chwili radość była ogromna, do czasu kiedy odkryliśmy, że w dostawie brak dokumentacji. Okazało się, że sprzęt musi być zainstalowany przez angielskich fachowców. Poszukiwania winnego zaniedbań nie dały rezultatu. Brak było
pieniędzy (dewiz !) i w tej sytuacji nasza "załoga" splunęła w dłonie uruchamiając całość bez dokumentacji ! W ten sposób na Chełmskiej 21 można było rozpocząć przegrywać filmy .
Dalsze udoskonalenia wspaniałego angielskiego sprzętu zajęły nam kilka kolejnych lat i wprawiły nas w dumę. Wprowadziliśmy szereg innowacji , poczynając od uruchomienia cofania interloku (napędu całości), co znakomicie przyspieszyło przegrywanie filmów i poprawę ich jakości.


Studio Opracowań Filmów w Warszawie (zdjęcia ze zbiorów M. Kuczyńskiego).
Fot.1 - kabina SOF, lata sześćdziesiąte; fot.2 - SOF, tzw. główka przegrywacza.
Moi wspaniali koledzy z tamtych lat (większość już -niestety - nie żyje !) zmobilizowali się i postanowili wysłać mnie na politechnikę („chcemy mieć swojego inżyniera”) . Zaczęli bez mojej wiedzy zbierać opinie na mój temat, chcąc zmusić mnie jako ich reprezentanta, do skończenia (a raczej rozpoczęcia) studiów na Wydziale Łączności Politechniki Warszawskiej.
Wzruszenie ogromne, bo nie zasługiwałem na to - co robić? - ale kategorycznie "zabroniłem im" zbierać jakiekolwiek opinie polityczne...
I tak doszło do tego, że choć w matematyka dość silnie mi przez ten rok wywietrzała, to jednak zdałem albo raczej zostałem przyjęty i nie mając innego wyjścia zacząłem studia. Znakomici profesorowie, wspaniała uczelnia i...mnóstwo kłopotów. Na studiach dziennych nie wolno było równocześnie pracować,, niezależnie od wyników.
Pracować musiałem (względy rodzinne - musiałem pomagać mamie). Uczyć się trzeba było, bo koledzy by mi nie darowali, a poza tym jeśli już się dostałem.. I tak brnąłem dalej, omijając wykłady, spóźniając się do pracy etc. W pracy było urwanie głowy: zostałem szefem konserwacji .
Doszły rozliczne zajęcia: pomiary, korekty, regulacje, decyzje, kłopoty na odcinku dżwięk-laboratorium fotochemiczne - spasowanie kopii - "donner-efect", ustalanie warunków kompensacji.
Niezwykle to wszystko było ciekawe i pasjonujące, ale nie przy ciągłym deficycie czasu. Politechnika nic nie wiedziała lub udawała, że nie wie. W pracy było coraz więcej pretensji, że stale mnie nie ma.
W końcu po dwóch latach - awaria zdrowotna: fatalne wyniki prześwietlenia płuc – bardzo zaawansowana gruźlica
prosówkowa ! Na szczęście leczył mnie wspaniały lekarz dr. Stankiewicz . Za jego poradą ruszyłem do boju z chorobą. Pięć przed dwunastą! Kilkanaście gramów streptomycyny, najnowszej zdobyczy nauk medycznych na Zachodzie ( bazar Różyckiego) i po miesiącu zamiast leżeć w grobie żyłem!
Po drugim roku roku. Z powodu niemożności pogodzenia studiów z pracą przeniosłem się się na studia wieczorowe.
Zabrakło mi sił i musiałem je przerwać, aby nigdy do nich nie powrócić, zdrowie okazało się ważniejsze.
Do dzisiaj, ku mojemu zdziwieniu, a mam 82 lata, nikt nigdy do moich płuc nie miał zastrzeżeń.
Minęło szereg miesięcy - powoli wszystko się zaczęło normalizować. Dla urozmaicenia wyjeżdżałem czasem na zdjęcia jako operator dźwięku. Przeważnie aby poszukać odpowiedzi na ustawiczne narzekania na dźwięk. A to, że kopia źle zrobiona, a to, że kino fatalne, a to, że przydałyby się napisy w polskich filmach. Ale głównie, aby zwrócić uwagę na niechętne używanie kompresorów.
I to dało mi impuls do zajęcia się konstrukcją tych ostatnich. Niemcy uważali, że kompresja fałszuje dźwięk. Że deformuje i szpeci oryginał. Anglicy z kolei twierdzili, że kompresory chociaż deformują dźwięk, zmieniając proporcje pomiędzy cichymi i głośnymi fragmentami ale w zamian znakomicie poprawiają czytelność tekstów. A ta czytelność, a raczej jej brak, tak przecież irytuje słuchaczy czy widzów. Rozjusza zresztą do dziś! I tak przetestowałem szereg konstrukcji.
Doprowadziło to do tego,że kilka lat później, gdy zamawiałem stoły mikserskie dla dubbingu, a potem dla WF "Czołówki", (stoły produkowane w Filmowym Biurze Technicznym) z żądaniem wyposażenia ich w kompresory to dostawałem odpowiedź, że jak zaprojektuję dla nich kompresor to warunek może być spełniony. I tak się stało. Po całym szeregu lat jeszcze raz powróciłem z powodzeniem do tych wzorców ulepszając je. Tak powstała A.N.I.A.
.

.

SOF w Warszawie (zdjęcia ze zbiorów M. Kuczyńskiego).
Fot. 1 - Konserwacja w toku; fot. 2 - przy projektorze w SOF pan Rapak.
Wracając do WFD stwierdzić należy, że coraz bardziej zaczęły się politycznie ciężkie i dokuczliwe czasy. Dla mnie dodatkowo ciężkie i nieciekawe. Gnębiła mnie myśl czy decyzja o rezygnacji ze studiów nie była zbyt pochopna. Pojawiało się szereg wątpliwości czy wybór pracy w WFD był właściwy. Doszło do tego, że w połowie roku 1956 postanowiłem zrobić jakiś ruch i złożyłem wymówienie pracy. Niespodziewanie zrobiła się wielka awantura. Pani dyrektor Rita Radkiewicz (żona ministra Bezpieczeństwa Publicznego) wezwała mnie do siebie i oświadczyła, że nie wyraża zgody na moje odejście. Powstał ostry spór. Oświadczyła, że jestem potrzebny Wytwórni i to wyklucza jej zgodę.
Próbowała kilka sposobów: "dostanie pan mieszkanie - wiem, że jest panu i pańskiej rodzinie bardzo potrzebne, przesunę pana na stanowisko kierownika wydziału, względnie oczekuję innych propozycji z pana strony".
Tu mnie poniosło - chcą mnie kupić - ! "Nie, dziękuję, złożyłem wymówienie, do czego mam pełne prawo, i nie zamierzam go wycofać" - po takiej mojej deklaracji, dyrektor oświadczyła:
" jeszcze pan tego pożałuje".
Miałem załatwioną posadę w wytwórni przyrządów pomiarowych, postanowiłem się wycofać z pracy w kinematografii.
Kilka dni później, przypadek sprawił, że sprawy potoczyły się inaczej. Nieoczekiwanie spotkałem na ulicy znajomego, miłego pana Zwonimira Ferića, zacnego kierownika produkcji filmu fabularnego – i to wpłynęło na gwałtowną zmianę moich losów.
"Jak to dobrze, że pana spotykam...". Powiedział, że został obdarzony funkcją człowieka, który ma pilnie uruchomić w W-wie Studio Opracowań Filmów i błaga mnie, bym mu pomógł w uruchomieniu i wyposażeniu studiów nagraniowych do opracowań dubbingowych.etc.
Zaciągnął mnie do swojego gabinetu w SOF'ie (w budowie) W-wa, Al. Niepodległości 159 i tam odbyliśmy pierwszą, długą rozmowę, w której on mnie namawiał, a ja się początkowo broniłem.
Zdanie na temat pani Rity, mieliśmy wspólne...
Podjąłem się tego zadania, a po dwóch miesiącach przyszedł list z Naczelnego Zarządu Kinematografii, że mam zakaz pracy w polskiej kinematografii. P. Dyrektor Ferić załamał ręce, ale we mnie zawrzało i ruszyłem do zwycięskiego boju o swoje prawa.
Po uruchomieniu dwóch sal nagraniowych, oraz zaplecza sprzętowego, co zajęło kilka miesięcy, ruszyła produkcja, a ja postanowiłem zająć się poza techniką - nagraniami dubbingowymi.
Pasjonująca praca z aktorami bardzo wysokiej rangi, (tak to wtedy było!), nadzór nad problemami technologicznymi i technicznymi oraz własne eksperymenty i zbieranie doświadczeń.
Wtedy to odkryłem zalety szkoleniowe dubbingu. Najlepsze filmy, dobrzy aktorzy, doświadczeni zagraniczni koledzy po fachu i nieograniczona wprost możliwość śledzenia ich wyników to znakomita, szkoleniowa frajda. Słuchać, obserwować i naśladować, oraz wyłapywać błędy (te zawsze się zdarzają) to było absolutne novum.
Przegrania filmów odbywały się w WFD (początkowo) i WFF Łódż. Projekt budowlany SOF'u w Warszawie nie przewidział miejsca (i pieniędzy) na sprzęt niezbędny do przegrań w ówczesnej technologii 35-mm.


SOF w Warszawie (zdjęcia ze zbiorów M. Kuczyńskiego).
Fot. 1 - SOF, główki przegrywacza magnetycznego; fot. 2 - SOF, kamera zapisu optycznego dźwięku 35 mm, Klang-film i pan Bronisław Adamski.
Pojawiły się okazje doświadczeń w filmie fabularnym. Np. w r.1959/60 zaproszono mnie do post-produkcji filmu polsko-niemieckiego pt."Milcząca Gwiazda" (wg. scenariusza Stanisława Lema - bardzo się tego później wstydził !). Nawet zostałem konsultantem przegrania polskiej wersji filmu w Babelsbergu (DEFA) pod Berlinem, gdzie "mistrzem ceremonii" był ówczesny guru od dźwięku, niejaki p. Goodszmidt. A był to wtedy chyba pierwszy ich film stereofoniczny.
Nota bene tandeta!
Praca w tym okresie, jak ją dziś wspominam, była początkowo bardzo ciekawa i pasjonująca, ale w miarę upływu czasu, stała się monotonna. Początkowo sama obserwacja pracy reżyserów była ciekawa, a nawet pasjonująca. Pierwsze moje doświadczenia, to dubbing filmów: "Wujaszek z Ameryki", "Kochanek Lady Chatterley" - z p. reżyser Julią Iberle. Potem całe serie filmów z cyklu "Winnetou" - niemiecko-jugosłowiańskich, z reżyserem Jerzym Twardowskim. Dalsze filmy, dalsi reżyserzy to Maria Olejniczak, Henryka Biedrzycka, Seweryn Nowicki. Większość filmów była w zasadzie standardowa, ton międzynarodowy kompletny, dubbing aktorski, gwary itd. Ale bywały i niezwykle trudne, jak na sprzęt, jakim wtedy kinematografia dysponowała. Celował w tym Disney. Pojawił się np. film "Kopciuszek", ( "Cinderella" ) z tekstami i piosenkami myszek, oraz materiałami dostarczanymi do dubbingu, które wymagały np. nagrywania piosenek pod zwolniony akompaniament. . To znaczy: męski chór musiał śpiewać z natury niskimi głosami pod przysłany akompaniament na zwolnionej taśmie. I to tak zwolnionej, aby nagranie odtwarzane później na pełnej szybkości, muzycznie pasowało do podkładu muzycznego w tonie międzynarodowym.
Efekt końcowy takich zabiegów był bardzo dobry, ale trudności techniczne ogromne.
Męskie głosy przyśpieszone, aby imitować śpiewające myszki, dawały m.in. znakomitą czytelność tekstów. Ale opracowanie przeorganizowania sprzętu dla takiego nagrania, wymagało w tym naszym konkretnym przypadku, postawienia na drugiej ulicy agregatu prądotwórczego. I to takiego, którego obroty można było zwolnić prawie o połowę i do tego ustabilizować! Potem tymże agregatem zasilić wybrane magnetofony i projektor w studio itd., itp.
Dziś w dobie komputerów to jest pestka - ale pięćdziesiąt lat temu...
Rekapitulując, po latach dochodzę do wniosku, że monotonia dnia codziennego operatora dźwięku w dubbingu może źle wpływać na precyzję pracy. W pewnym okresie intuicja kazała mi zwracać uwagę moich kolegów czy przyjaciół z zawodu, zajmujących się kształceniem przyszłych kadr, na to, że praca w studiach dubbingowych byłaby świetnym warsztatem ćwiczebnym przed rozpoczęciem pracy na planie filmu fabularnego. Nie znalazło to jednak wtedy uznania miedzy innymi z tego powodu, że wówczas bliscy dyplomu studenci byli chętnie zatrudniani przez swoich profesorów, jako ich zastępcy na planach filmowych. Poza tym był to okres popularności nagrywania
tzw. pilotów na planie. Student pracował a szef miał wolne!
Wracając jednak do meritum sprawy, czyli moich losów w zawodzie - to w końcu lat 60-tych zaczęły dawać znać o sobie coraz liczniejsze niedogodności. Tony międzynarodowe zaczynały wymagać uzupełnień. Pojawiały się często braki efektów synchronicznych w scenach 100%-ych.
Trzeba było uruchomić i wykształcić zespół ludzi do nagrywania efektów synchronicznych.
Rosły koszty opracowań i pojawiły się pierwsze oznaki tandetnych rozwiązań mających na celu ich obniżenie . Między innymi powstał absurdalny pomysł zatrudnienia lektorów czytających dialogi !
Ilość takich pomysłów zaczęła się mnożyć. Uznałem, że pora zmykać.
Z pomocą w decyzji przyszedł mi mój serdeczny przyjaciel, nestor zawodu, Jan Radlicz, który z jakiś osobistych powodów wrócił z Łodzi do Warszawy i podjął pracę operatora dźwięku w świeżo powstałej Wytwórni Filmowej "Czołówka". Poczuł się samotnie w Warszawie i w w/w Wytwórni i gorąco zaczął mnie namawiać, żeby go wesprzeć.
Nie musiał tego zbyt długo robić. W tejże Wytwórni byłem już od kilku lat znany (w międzyczasie postanowiono przenieść ją z Rembertowa do Warszawy), więc długo się nie zastanawiając 1-szego maja 1970r.przekroczyłem progi WF"Czołówka".
Z ciemnych sal w Al.Niepodległości przeniosłem się do wspaniałego parkowego terenu starych carskich fortów w Alei Lotników!. Nowe tematy, nowi ludzie, nowy sprzęt wyjazdowy - wspaniałe magnetofony Nagra naszego rodaka Kudelskiego ! I nowe problemy. Bardzo duża rozmaitość pracy w terenie. Na miejscu .piękne (autentycznie !) filmy historyczne, wywalczone na kolaudacjach GZP(Główny Zarząd Polityczny Wojska Polskiego z gen. Jaruzelskim na czele !) jak np. "Spojrzenie na wrzesień" - reż.Macieja Śieńskiego czy "Drogi do Ojczyzny" - reż.Wincentego Ronisza.
Filmy górskie : Tatry, Morskie Oko, jaskinia Czarna - jedna z najgłębszych w Polsce - to wszystko dla WFD (koprodukcja). Ogromna ilość nowo poznanych ludzi i wreszcie :morze,jachty, rejsy, jeziora to wszystko nieoczekiwanie zaczęło być ważne w moim życiu. Pełne szaleństwo i tempo - niestety zbyt późno się pojawiło. Chociaż w międzyczasie we wszystkich (prawie) sytuacjach byłem najstarszym kolegą, towarzyszem "wypraw", rejsów, eskapad, to jednak jeszcze zdążyłem co nieco "powąchać" wiele ciekawych miejsc i rzeczy i to cały czas
pracując w tym co lubię i co mnie pasjonuje....
.

P. Marek Kuczyński na Zawiszy Czarnym, Giblartar.
W tym okresie pojawili się nowi ludzie, tym razem po łódzkiej filmówce, młodzi, pełni zapału i chęci "tworzenia". Poszukiwali gruntu do realizacji swoich często "szaleńczych" pomysłów, a ja mimo woli znalazłem się w kręgu ich współpracowników. I zaczęło się!
Pracując w wytwórni wojskowej znalazłem sobie fascynującą tematycznie odskocznię oraz miejsce do szukania coraz to nowych metod realizacyjnych, spełniających szereg trudnych acz niezbędnych warunków. Małe, niskobudżetowe ekipy. Maksymalna operatywność na filmowym planie. Czas, szybkość, jakość pracy, pilna obserwacja uzyskiwania zrozumiałości tekstów, karkołomne sposoby sięgania mikrofonem w rejony "obserwowane" przez kamerę (często na granicy - "awantur" z operatorami, ale to wymuszało z kolei rozszerzanie współpracy "przyjacielskiej" z całą ekipą) .....i to wszystko w szalonym biegu!
Wspaniały okres - dla mnie szkoleniowy i aktywizujący. Wtedy to doceniłem niezwykle cenne lata pracy nad dubbingiem. Bez tego kilkuletniego samoszkolenia nie zbliżyłbym się do zbieranych później "pochwał" w rejonach realizacji filmów fabularnych.
(2012-05-11)
.[

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wykaz filmów przy których Mariusz Kuczyński pracował jako operator dźwięku:
2000 - OGNIEM I MIECZEM (serial tv) Nagranie dialogów (operator dźwięku),
2000 - WEISER Dźwięk (w czołówce imię: Marek),
1999 - OGNIEM I MIECZEM Nagranie dialogów (operator dźwięku; Master Film Studio),
1997 - BANDYTA Dźwięk,
1997 - CZAS ZDRADY Dźwięk,
1997 - OSTATNI KRĄG, LINIA OPÓŹNIAJĄCA w OPOWIEŚCI WEEKENDOWE Operator dźwięku,
1994 - DIABELSKA EDUKACJA w EROTIC TALES Udźwiękowienie,
1994 - PSY 2. OSTATNIA KREW Dźwięk,
1993 - GOSPEL ACCORDING TO HARRY Dźwięk,
1992 - WSZYSTKO, CO NAJWAŻNIEJSZE... Współpraca artystyczna, Konsultacja (techniczna),
1991 - 30 DOOR KEY Dźwięk,
1991 - HALO, JESTEM TUTAJ! Dźwięk (w napisach imię: Marek),
1991 - TAK TAK Dźwięk,
1990 - UCIECZKA Z KINA "WOLNOŚĆ" Dźwięk,
1989 - LAWA Dźwięk,
1988 - OBYWATEL PISZCZYK Dźwięk,
1987 - W KLATCE Dźwięk,
1986 - LEGEND OF THE WHITE HORSE Dźwięk,
1983 - INCYDENT NA PUSTYNI Dźwięk,
1982 - JEŚLI SIĘ ODNAJDZIEMY Dźwięk,
1981 - DRESZCZE Dźwięk,
1981 - WOLNY STRZELEC Dźwięk,
1979 - DEBIUT Dźwięk (w napisach imię: Marek),
1978 - ZMORY Dźwięk,
1977 - BYŁ TAKI CZAS Dźwięk,
1974 - ŁUKASZ Dźwięk,
1974 - WIELKANOC (1974) Dźwięk,
1972 - ODEJŚCIA, POWROTY Dźwięk,
1970 - SPACER Dźwięk,
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nagrody indywidualne:
2002 - WEISER Orzeł, Polska Nagroda Filmowa w kategorii: najlepszy dźwięk; za rok 2001
2001 - WEISER Gdynia (do 1986 Gdańsk) (Festiwal Polskich Filmów Fabularnych) Nagroda za dźwięk
1997 - BANDYTA Gdynia (do 1986 Gdańsk) (Festiwal Polskich Filmów Fabularnych) Nagroda za dźwięk
1992 - WSZYSTKO, CO NAJWAŻNIEJSZE... Gdynia (do 1986 Gdańsk) (Festiwal Polskich Filmów Fabularnych) Nagroda za dźwięk
1990 - LAWA Gdynia (do 1986 Gdańsk) (Festiwal Polskich Filmów Fabularnych) Nagroda za dźwięk
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Krótki metraż, dokument:
1994 - RADIO POWSTAŃCZE "BŁYSKAWICA" Dźwięk,
1992 - MIEJSCE URODZENIA Dźwięk,
1984 - POLSKA SZKOŁA NAD BALATONEM Dźwięk,
1983 - MUZYKA POD NOGĘ Zdjęcia,
1983 - SĘKI I DRZAZGI Dźwięk,
1982 - INNE NIEBEZPIECZEŃSTWA Dźwięk,
1982 - ŚWIAT LUDZKICH SPRAW Operator dźwięku,
1982 - TADEUSZ KUTRZEBA Współpraca,
1981 - ICH TROJE... Dźwięk,
1981 - Z TEJ CISZY WYROSŁEM Operator dźwięku,
1980 - NA KAŻDE WEZWANIE (1980) Dźwięk,
1979 - BYĆ PTAKIEM (1979) Dźwięk,
1978 - DWIE SPRAWY ANTONIEGO CHROSTA Operator dźwięku,
1978 - ICH PAMIĘCI Operator dźwięku (w czołówce imię: Marek),
1977 - NA PRZYKŁAD FILMISTOR Dźwięk,
1977 - TRZEJ BRACIA N. Współpraca,
1974 - DROGI DO OJCZYZNY Operator dźwięku,
1973 - FRONT WYZWOLENIA Dźwięk,
1973 - IDZIEM DO CIEBIE ZIEMIO... Współpraca,
1973 - ÓSMY KONTYNENT Dźwięk,
1973 - ŻOŁNIERSKI TRUD Dźwięk,
1972 - AKCJA (Surdel J.) Dźwięk,
1972 - DYWIZJON 300 Dźwięk (w czołówce imię: Marian),
1972 - PAN... DZIAD Z LIRĄ Dźwięk (w czołówce imię: Marek),
1970 - BERLINERSTRASSE. 1 MAJA 1945 Współpraca,
1970 - SPOJRZENIE NA WRZESIEŃ Dźwięk,
1970 - ŻOŁNIERZE (Słowikowski W.) Dźwięk,
1956 - MISTRZ NIKIFOR Dźwięk,
1956 - ZIELONY I CZARNY ŚLĄSK Asystent operatora dźwięku,
1950 - PIERWSZY PLON Współpraca dźwiękowa,
(wg. Filmpolski.pl)
Bardzo dziękuję panu Mariuszowi za okazaną życzliwość i wielogodzinne dyskusje o dubbingu.
Bytuch